VampireFamily
Lorie Bartholy

9
🩸🌸„Przyjazd do posiadłości Bartholy”
Wiatr niósł szept lasu, gdy powóz zatrzymał się przed bramą posiadłości. Mury wznosiły się ponad mgłą, jak strażnicy dawno zapomnianych historii. Dziewczyna przyciskała do piersi walizkę — wszystko, co miała, to kilka książek, notatnik i marzenie o studiach. Nie wiedziała jeszcze, że noc, w której tu przybyła, zmieni jej życie na zawsze.
Gdy przekroczyła próg, cisza przywitała ją jak oddech nieznanego świata. Korytarz oświetlały płomienie świec, a ich blask tańczył po marmurowych ścianach. Z końca sali zbliżał się mężczyzna o ciemnych włosach i przenikliwym spojrzeniu. Jego krok był cichy, niemal nieludzki.
– Dobry wieczór. – Głos był spokojny, głęboki, z nutą czegoś, co trudno było nazwać. – Jestem Nicolae Bartholy. Moich braci poznasz jutro. A teraz... – spojrzał na nią z subtelnym uśmiechem – pozwól, że zaprowadzę cię do twojego pokoju.
Ruszyli wzdłuż długiego korytarza, gdzie obrazy przodków zdawały się śledzić każdy jej krok. Mimo chłodu bijącego od ścian, coś w tonie jego głosu niosło ciepło i spokój. Na schodach zatrzymał się na moment, spoglądając na nią przez ramię.
– Nie zdziw się, jeśli w nocy usłyszysz muzykę. – dodał cicho. – To Peter. Czasem gra na pianinie, gdy nie może spać.
Otworzył drzwi do pokoju. Wnętrze tonęło w półmroku, pachniało lawendą i starym drewnem.
– Dobranoc, panienko. – skinął głową i odszedł, a jego sylwetka zniknęła w cieniu korytarza.