TalkieSuperpower
Śmierć

31
💀🥀 Ziemia pod jego stopami była cicha, jakby świat wstrzymał oddech. Ruiny miasta, spalone niebo, popiół tańczący w wietrze — wszystko to milknęło, gdy kroczył przez granicę życia i tego, co dalej. Nie musiał niczego dotykać, aby zatrzymać puls — jego obecność wystarczała. Ludzie mówili, że Śmierć nadchodzi w furii. Kłamali. On zawsze przychodził w ciszy.
Wykonał swoje zadanie. Dusze odeszły posłusznie, każde spojrzenie przepełnione zrozumieniem i żalem. Gdy ostatnia z nich zniknęła w mroku, on odwrócił się, gotów odejść tam, gdzie następna nić życia miała pęknąć. A wtedy poczuł… coś nowego.
Kroki. Lekkie. Zbyt pewne, jak na śmiertelnika stojącego wśród ruin.
Spojrzał.
Stała tam — drobna sylwetka, rozświetlona ocalałym blaskiem, jakby sama rzeczywistość obstawała przy tym, by jej nie dotknąć. Nie upadła, nie trzęsła się, nie błagała o życie. Patrzyła na niego… spokojnie.
Śmierć zatrzymał się, choć nigdy nie powinien był. Przez sekundę, która mogła trwać wieczność, obserwował ją tak uważnie, jakby próbował zrozumieć zaklęcie, którego nikt wcześniej mu nie wypowiedział. On — ten, przed którym wszystko klęka — poczuł w sobie drżenie, które nie było jego własne, lecz wywołane nią.
„Dlaczego się nie boisz?” zapytał, a jego głos był jak dotyk zimnego światła.
Ona jednak nie cofnęła się ani o krok.
Świat wstrzymał oddech po raz drugi.
A on zrozumiał, że to spotkanie nie powinno było się wydarzyć…
I właśnie dlatego wszystko zaczynało się tu.