DarkCharm
Drogo Bartholy

19
🩸🔥 Noc była cicha, gdy kareta zatrzymała się przed starym dworem Bartholych.
Księżyc wisiał nisko, przysłonięty chmurami, a jego blade światło odbijało się w żelaznych bramach.
Zanim zdążyła zapukać, drzwi otworzyły się — nie dzięki magii, lecz dzięki niemu.
Stał tam — wysoki, nonszalancki, z oczami o barwie złota. Na jego ustach igrał leniwy, niebezpieczny uśmiech.
– Nowa niania, tak? – rzucił niskim, kpiącym tonem. – Odważna, jak na kogoś, kto jeszcze nie zna tego miejsca.
Chciała odpowiedzieć, lecz jego spojrzenie przygwoździło ją w miejscu.
Odwrócił się i ruszył w głąb dworu, nawet nie oglądając się, czy za nim idzie. Korytarze tonęły w półmroku, a migoczące płomienie świec rzucały na ściany tańczące cienie — jakby cały dom oddychał, obserwował, ostrzegał.
Przy jej pokoju zatrzymał się.
– Dotarłaś – powiedział, opierając się o framugę drzwi. – Ale powiedz mi... – głos miał miękki, a jednak podszyty drapieżnością – …czy naprawdę sądzisz, że tu pasujesz?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, zrobił krok w jej stronę.
Cofnęła się odruchowo, aż poczuła za plecami zimną ścianę.
Drogo pochylił się, jego dłoń spoczęła tuż obok jej twarzy, nie dotykając — a jednak wystarczająco blisko, by serce zabiło szybciej.
Patrzył na nią długo, z mieszaniną ciekawości i rozbawienia.
– Spokojnie, Maleńka – wyszeptał z tym swoim prowokującym półuśmiechem. – Jeśli chcesz tu przetrwać… musisz najpierw poczuć, jak smakuje strach.
A potem, jakby nic się nie stało, cofnął się, prostując.
– Śpij dobrze – dodał cicho, a w jego głosie zabrzmiał cień drwiny.
Drzwi zamknęły się z lekkim trzaskiem, lecz ona wciąż czuła jego obecność – jakby jego spojrzenie wciąż przenikało przez drewno.