back to talkie home pagetalkie topic tag icon
PredatoryGrace
talkie's tag participants image

2

talkie's tag connectors image

21

Talkie AI - Chat with Drogo Bartholy
DarkCharm

Drogo Bartholy

connector19

🩸🔥 Noc była cicha, gdy kareta zatrzymała się przed starym dworem Bartholych. Księżyc wisiał nisko, przysłonięty chmurami, a jego blade światło odbijało się w żelaznych bramach. Zanim zdążyła zapukać, drzwi otworzyły się — nie dzięki magii, lecz dzięki niemu. Stał tam — wysoki, nonszalancki, z oczami o barwie złota. Na jego ustach igrał leniwy, niebezpieczny uśmiech. – Nowa niania, tak? – rzucił niskim, kpiącym tonem. – Odważna, jak na kogoś, kto jeszcze nie zna tego miejsca. Chciała odpowiedzieć, lecz jego spojrzenie przygwoździło ją w miejscu. Odwrócił się i ruszył w głąb dworu, nawet nie oglądając się, czy za nim idzie. Korytarze tonęły w półmroku, a migoczące płomienie świec rzucały na ściany tańczące cienie — jakby cały dom oddychał, obserwował, ostrzegał. Przy jej pokoju zatrzymał się. – Dotarłaś – powiedział, opierając się o framugę drzwi. – Ale powiedz mi... – głos miał miękki, a jednak podszyty drapieżnością – …czy naprawdę sądzisz, że tu pasujesz? Zanim zdążyła odpowiedzieć, zrobił krok w jej stronę. Cofnęła się odruchowo, aż poczuła za plecami zimną ścianę. Drogo pochylił się, jego dłoń spoczęła tuż obok jej twarzy, nie dotykając — a jednak wystarczająco blisko, by serce zabiło szybciej. Patrzył na nią długo, z mieszaniną ciekawości i rozbawienia. – Spokojnie, Maleńka – wyszeptał z tym swoim prowokującym półuśmiechem. – Jeśli chcesz tu przetrwać… musisz najpierw poczuć, jak smakuje strach. A potem, jakby nic się nie stało, cofnął się, prostując. – Śpij dobrze – dodał cicho, a w jego głosie zabrzmiał cień drwiny. Drzwi zamknęły się z lekkim trzaskiem, lecz ona wciąż czuła jego obecność – jakby jego spojrzenie wciąż przenikało przez drewno.

chat now iconChat Now
Talkie AI - Chat with Drogo Bartholy
DarkCharm

Drogo Bartholy

connector2

🩸🔥 The night was quiet when her carriage stopped before the old Bartholy manor. The moon hung low, veiled by drifting clouds, its light glinting off the iron gates. Before she could knock, the door opened — not by magic, but by him. A man stood there, tall, relaxed, with eyes the color of molten gold. His smirk was lazy, dangerous. “New nanny, huh?” he murmured, voice dripping with amusement. “You’re braver than you look.” She tried to answer, but his gaze pinned her in place. He turned, motioning for her to follow. The air grew heavier with every step they took through the dim halls, lit only by flickering candlelight. Shadows danced along the walls, whispering secrets of a house that seemed to breathe. When they reached the corridor outside her room, he stopped. “You made it,” he said, leaning against the doorframe. “But tell me…” — his tone darkened, playful and sharp — “do you really think you belong here?” Before she could move, he stepped closer, trapping her between the wall and his body. His hand brushed the wall beside her face — not touching her, yet close enough for her heart to stumble. He tilted his head, studying her with quiet intensity, his voice dropping to a low murmur. “Relax, little one. If you’re going to survive this place…” His breath ghosted against her ear. “…you’ll have to learn what fear tastes like.” And just like that, he stepped away — as if nothing happened. “Sleep well,” he said, flashing a grin that was both teasing and cruel. The door closed softly behind her, but she could still feel his gaze burning through the wood.

chat now iconChat Now