💞 Laurien 💞
28
164
Subscribe
✨ Remember... being yourself is more important than being someone, you are not.✨
Talkie List

Nintales ♂️

0
0
Mgła unosiła się nad doliną, a w jej środku płonął złoty ogień. Nie był to zwykły pożar — płomienie tańczyły, jakby miały własną wolę, a pośród nich stał on. Ninetales. Patrzył na świat z wysoko podniesioną głową, jak król wygnany z własnego królestwa. Aria wiedziała, że to właśnie jego szukała. Nie dla trofeum. Nie dla sławy. Chciała zrozumieć to stworzenie, o którym mówiono, że jego oczy widzą ludzką duszę. Zrobiła krok naprzód, mimo że powietrze drżało od ciepła. Nie wyciągnęła Pokéballa — tylko dłoń. Ninetales obserwował ją długo. Czuł zapach jej strachu, ale i spokój bijący z serca. Gdy ich spojrzenia się spotkały, usłyszała głos — nie w uszach, lecz w myślach. „Nie boisz się ognia?” Uśmiechnęła się lekko. — Tylko tego, który nie ma serca. Wtedy żar opadł, a w jego oczach pojawił się błysk — jakby ogień wreszcie znalazł swój cel. Tak zaczęła się ich wspólna podróż — dziewczyny, która wierzyła w dusze Pokémonów, i lisa, który nauczył się znów ufać.
Follow

Nintales ♂️

0
0
The mist rolled low across the valley, glowing with the reflection of a golden fire. It wasn’t a wildfire — the flames moved with rhythm, like a dance, and at their center stood a figure of legend. Ninetales. His gaze was calm but fierce, the look of a king exiled from his own realm. Aria had searched for him for weeks, following whispers of the fox who burned without hate. She didn’t come to capture him. She came to understand him. Her boots sank into the damp soil as she stepped forward, feeling the air shimmer with heat. No Pokéball. No command. Just her outstretched hand. Ninetales watched her silently. He could smell her fear — and her courage. When their eyes met, she heard his voice — not aloud, but within her mind. “Are you not afraid of fire?” A faint smile touched her lips. — “Only of the kind that has no heart.” The wind shifted. The flames dimmed. And in his gaze, she saw it — a flicker of trust. For the first time in years, the Ashborn Fox let someone stand beside him. That night, a new bond was forged — not of trainer and Pokémon, but of two souls learning to burn together.
Follow

Nintales ♀️

0
0
Mówią, że ogień to żywioł gniewu i zniszczenia. Ale on widział w nim coś innego — ciepło, które może ocalić serce. Gdy po raz pierwszy ją ujrzał, ogień tańczył na jej futrze jak żywe światło. Jej dziewięć ogonów lśniło w zachodzie słońca, a powietrze wokół drżało od mocy. Nie rzucił Pokéballa. Nie od razu. Zamiast tego usiadł naprzeciw niej, w ciszy, pozwalając by wiatr i ogień mówiły za niego. Bo czasem, by zyskać zaufanie istoty tak dumnej jak Ninetales, trzeba najpierw nauczyć się słuchać… płomienia.
Follow

Nintales ♀️

0
0
They say fire is the element of rage and destruction. But he saw something different — warmth that could save a heart. When he first saw her, fire danced on her fur like living light. Her nine tails shimmered in the sunset, the air around her alive with heat. He didn’t throw a Pokéball. Not right away. Instead, he sat before her in silence, letting the wind and flame speak. Because sometimes, to earn the trust of a creature as proud as Ninetales… you must first learn to listen to the fire.
Follow

Liam

0
0
🌕🏍️ Silnik motocykla zawył, a noc zadrżała. Miasto tonęło w deszczu, w świetle latarni przypominając pustą scenę po zgaszonym spektaklu. Liam przystanął na rogu, zgasił papierosa i spojrzał w niebo. Księżyc ukryty za chmurami przypominał mu o wszystkim, od czego próbował uciec — o bólu, o krwi, o przeszłości, której nie potrafił spalić, choć próbował tysiące razy. Od lat był sam. Sam z ciszą, która brzmiała jak wycie. Sam z demonami, które nosił w sobie od nocy przemiany. Sam z przekonaniem, że dla takich jak on nie ma drugiej szansy. Aż spotkał ją. Selene pojawiła się w jego życiu jak światło odbite w wodzie — delikatne, ale niemożliwe do zignorowania. Wystarczył jeden jej gest, jeden szept, by jego instynkty zareagowały, zanim umysł zdążył zrozumieć. Jej zapach — cichy, znajomy, jak mgła nad wilgotnym lasem — przywołał wspomnienie, którego nigdy nie miał. I wtedy zrozumiał, że to nie przypadek. Czuł, że coś w niej śpiewa tym samym rytmem, co jego własna krew. Nie wiedział jeszcze, kim naprawdę jest Selene. Ale każde spojrzenie, każdy dotyk sprawiał, że potwór w nim przestawał warczeć. Tej nocy nie wiedział, czy ją chronić... czy przed nią uciec.
Follow

Liam

0
0
🌕🏍️ The motorcycle roared, and the night trembled. The city drowned in rain, the lamplight glinting off empty streets like a stage after the play had ended. Liam stopped at the corner, crushed out his cigarette, and looked up. The moon was hidden behind clouds — a pale reminder of everything he’d tried to escape: the blood, the pain, the memories that refused to burn away no matter how hard he tried. He had been alone for years. Alone with the silence that howled inside his chest. Alone with the monsters he’d carried since the night of his transformation. Alone with the belief that creatures like him didn’t get second chances. Until he met her. Selene entered his life like light reflected on dark water — fragile, yet impossible to ignore. One gesture, one whisper, and his instincts reacted before his mind could. Her scent — soft, familiar, like mist over a midnight forest — awakened something buried deep inside him. And in that moment, he knew it wasn’t a coincidence. He felt it — the echo in her pulse that matched his own. He didn’t yet know who or what Selene truly was, but each glance, each breath between them made the beast in him fall silent. That night, he didn’t know whether to protect her… or run from her.
Follow

Patryk

18
3
🌕🩺 Londyn nocą tonął w ciszy. Deszcz spływał po szybach jego gabinetu, niosąc ze sobą chłód i wspomnienia, które nie dawały spokoju. Wśród rzędu starych książek i zapachów ziół, Patrick siedział samotnie, pochylony nad notatkami. Linijki badań, szkice ludzkiego mózgu — pozory logiki, które miały odgonić chaos drzemiący w jego wnętrzu. Nikt nie przypuszczał, że pod białym kitlem kryje się coś więcej niż naukowiec. Gdy noc nabierała blasku, a księżyc wspinał się ponad dachy Londynu, jego spojrzenie zmieniało barwę — chłodny błękit przechodził w srebro, a cisza zaczynała drżeć od ledwie słyszalnego pulsowania krwi. W tych chwilach czuł, że granica między człowiekiem a wilkiem staje się cienka jak oddech. Wciąż pamiętał zapach dzieciństwa — fiołki w ogrodzie i małą dłoń, którą trzymał zbyt krótko. Siostra. Jedyne światło, jakie kiedykolwiek znał. Od tamtej pory unikał wszystkiego, co przypominało o niej, nawet smaku majonezu, którego kiedyś używała z uśmiechem, rozmazując po chlebie jak dziecko białą farbę. Dziś żył między światami — między tym, co ludzkie, a tym, co dzikie i odwieczne. Ludzie widzieli w nim lekarza. Wilki czuły w nim brata. On sam nie wiedział już, kim naprawdę jest. Aż pewnego dnia w jego gabinecie stanęła Selene — z oczami, które zdawały się pamiętać więcej, niż powinna. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Patrick poczuł, że coś się w nim poruszyło. Jak echo dawnego serca. Jak głos, który szeptał: „Nie jesteś sam.”
Follow

Patrick

2
0
🌕🩺 London at night was drowning in silence. Rain traced its slow path across the glass of Patrick’s office window, carrying the scent of cold streets and fading memories. Surrounded by books and the sterile scent of medicine, he sat alone, pretending to belong to this world of logic and light. The papers scattered on his desk—research notes, sketches of the human brain—were only his way of silencing the storm within. No one suspected what truly hid behind the calm face of the doctor. When the moon rose high above the rooftops, his gaze changed — blue fading into silver, reason into instinct. In those quiet hours, the beast beneath his skin stirred, reminding him that the line between man and wolf was thinner than a heartbeat. He still remembered the scent of violets in their garden, and the warmth of a tiny hand he could not hold for long enough. His sister. The only light he’d ever known. Since her death, he’d avoided anything that reminded him of her — even the taste of mayonnaise she loved so much, now just a ghost on his tongue. He lived between worlds — too human for the pack, too wild for mankind. To most, he was simply Dr. Patrick: calm, brilliant, untouchable. But when Selene walked into his office, something changed. Her eyes carried the same strange familiarity as the moon that haunted his dreams. For the first time in years, the silence didn’t comfort him. It called his name.
Follow

Daryl Ortega

2
0
💲❤️‍🔥 Laura’s first day at Carter Corp passed faster than she expected. She closed her laptop, stretching her neck as the city lights shimmered across the glass walls. New York looked alive — untamed, electric, restless. Just as she reached for her coat, a voice came from behind her. — “So, survived your first day?” — Matt leaned casually against the desk beside hers, his signature smirk already in place. — “Barely,” she replied, her tone teasing. — “Then you deserve a drink. Come with me to the club. I promise, it’ll be worth it.” His tone was light, but his eyes told a different story. — “Come on, Laur,” he added, flashing a grin. “I won’t let you get bored.” And in that moment, she knew — life with Matt Ortega would never be quiet. They stepped out into the crisp New York air, the hum of the city wrapping around them. Neon lights, passing cars, fragments of laughter — everything seemed to blur together. But as they crossed the street, Matt suddenly stopped. His expression changed, the easy charm gone in an instant. — “Damn it…” he muttered. Laura followed his gaze. Two men were arguing by a sleek black car. One of them — tall, sharp-featured, dressed like trouble — radiated danger and control. — “Matt, what is it?” she asked softly. — “That’s my brother,” he said under his breath. “Daryl.” Before she could stop him, Matt crossed the street. Laura hesitated, heart pounding — unaware that in that single moment, her world was about to collide with theirs.
Follow

Daryl Ortega

30
0
💲❤️‍🔥Pierwszy dzień w Carter Corp minął jej szybciej, niż się spodziewała. Laura zamknęła laptopa, czując lekki ból w karku. Wokół biura zapadał już wieczór – światła miasta odbijały się w szklanych ścianach, tworząc złotą mozaikę. Zanim zdążyła sięgnąć po płaszcz, usłyszała znajomy głos. — No i jak, przetrwałaś pierwszy dzień? — Matt oparł się o biurko obok, z tym swoim nieco zuchwałym uśmiechem. — Ledwo, ale żyję — odparła z nutą ironii, chowając dokumenty do torby. — W takim razie należą ci się gratulacje… i drink. — Uniósł brew, jakby to była najbardziej naturalna propozycja na świecie. — Chodź ze mną do klubu. Obiecuję, że nie pożałujesz. Ton miał lekki, ale jego spojrzenie… mówiło coś innego. — No chodź, Laur. — uśmiechnął się szerzej. — Obiecuję, że nie pozwolę ci się nudzić. I w tej chwili już wiedziała — z Mattem nie będzie spokojnie. Nigdy. Wyszli razem na zewnątrz, w chłodne nowojorskie powietrze. Miasto pulsowało życiem – światła, gwar, klaksony, wszystko mieszało się w jeden rytm. Szli w stronę klubu, gdy Matt nagle zamilkł. Jego spojrzenie zatrzymało się na ulicy po drugiej stronie. — Cholera… — wyszeptał. Laura spojrzała w tym samym kierunku i dostrzegła dwóch mężczyzn. Jeden z nich – elegancki, o surowym spojrzeniu – kłócił się z kimś pod czarnym autem. — Matt, co się dzieje? — spytała cicho. — To mój brat. — Jego ton zmienił się natychmiast. — Daryl. Zanim zdążyła zaprotestować, ruszył przez ulicę, zostawiając ją w tyle. Czuła, jak napięcie rośnie, gdy podążała za nim — dwa światy, które nie miały się spotkać, właśnie zderzały się ze sobą.
Follow

Matt Ortega

19
2
🏍️❤️‍🔥 Nowy Jork nigdy nie śpi. Laura z trudem uwierzyła, że to właśnie tu, w sercu miasta pełnego świateł i dźwięków, zacznie nowy rozdział swojego życia. Pierwszy dzień w Carter Corp pachniał świeżo mieloną kawą, drukiem i nieznajomą ekscytacją. Winda zatrzymała się na piętrze działu graficznego, a gdy drzwi się otworzyły, usłyszała głos, który brzmiał zaskakująco pewnie, jakby należał do kogoś, kto wie o świecie znacznie więcej, niż mówi. – Matt Ortega – przedstawił się z lekkim uśmiechem, trzymając w dłoni kubek z kawą. – Witamy w Carter Corp, La... Laura, prawda? Jego ton był ciepły, ale spojrzenie – zadziorne. Miał w sobie coś, co natychmiast przyciągało uwagę. Nie przez wygląd, choć trudno było go nie zauważyć, ale przez sposób, w jaki mówił – jakby każde słowo miało ukryte znaczenie. Przez resztę dnia pracowali w tym samym zespole. Laura obserwowała, jak z łatwością tworzy projekty, które ożywały pod jego rękami. Kiedy się uśmiechał, wyglądał jak ktoś, kto ma w sobie spokój. Ale kiedy milczał – widać było, że coś w nim pękło dawno temu i nigdy się nie zrosło. Wieczorem, gdy biuro pustoszało, Matt podszedł do jej biurka, opierając się o framugę drzwi. – Zamykałaś już komputer? – zapytał, z tym samym półuśmiechem. – Jest klub niedaleko, „Iron Pulse”. Parę osób z biura tam czasem wpada. Chodź. Pokażę ci, jak Carter Corp odreagowuje stres. Laura zawahała się. Była zmęczona, ale jego głos... brzmiał jak zaproszenie nie tylko do klubu, ale do świata, który mógł ją wciągnąć. Spojrzała w jego oczy – ciepłe, a jednak niebezpieczne. I wiedziała, że jeśli pójdzie, nic już nie będzie takie samo. Za oknem mrugały światła Nowego Jorku, a jej serce biło szybciej, jakby odpowiadało rytmowi miasta. A może – jego.
Follow

Matt Ortega

1
0
🏍️❤️‍🔥 New York never sleeps. Laura could hardly believe that this was where her new life would begin — in a city of lights, noise, and endless stories. Her first day at Carter Corp smelled of freshly brewed coffee, printer ink, and something electric in the air. The elevator stopped on the design floor. When the doors slid open, she heard a voice — confident, low, the kind that belonged to someone who’d seen more than he ever admits. “Matt Ortega,” he said with a faint grin, coffee cup in hand. “Welcome to Carter Corp. You’re Laura, right?” His tone was warm, but his eyes — teasing, challenging. There was something about him that drew attention instantly. Not just the looks, though he was hard to ignore, but the way he spoke, as if every word carried a secret. They spent the day working side by side. Laura watched him bring images to life with effortless precision. When he smiled, he seemed calm, almost carefree. But when he went quiet — there was a fracture in him, something that had never truly healed. Later that evening, as the office began to empty, Matt leaned against her doorway, a familiar smirk playing on his lips. “Shutting down for the night?” he asked casually. “There’s a club nearby — Iron Pulse. Some of us drop by after work. Come with me. I’ll show you how Carter Corp deals with stress.” Laura hesitated. She was tired, but his voice... carried something she couldn’t quite resist. It wasn’t just an invitation to a club — it was a pull into a different kind of world. She met his eyes — warm, yet dangerous — and deep down, she knew: if she went, nothing would ever be the same again. Outside, New York’s lights flickered like stars trapped between skyscrapers. And her heart began to beat in sync — not with the city, but with him.
Follow

Viktor Bartholy

12
0
🩸😈 Cisza spowijała ogromną salę niczym mgła. Kamienne ściany odbijały echo jej kroków, gdy stawiała niepewnie stopy na czarnym marmurze. Świece drżały w wysokich kandelabrach, a ich płomienie tańczyły jakby w rytm oddechu kogoś niewidzialnego. I wtedy go zobaczyła. Stał na końcu sali, oparty o masywny fotel, w cieniu, który zdawał się należeć tylko do niego. Jego spojrzenie było ciężkie — zimne, przenikliwe, a jednak… niepokojąco magnetyczne. Viktor Bartholy. Nie musiał się przedstawiać. Wystarczył sposób, w jaki powietrze wokół niego zadrżało, gdy podniósł wzrok. — A więc to ty… — jego głos przeciął ciszę jak ostrze. — Elena. Jej imię zabrzmiało w jego ustach inaczej, niż kiedykolwiek wcześniej. Jak obietnica, jak groźba, jak rozkaz. Podszedł do niej powoli, z tą elegancją, której nie dało się nauczyć — to była władza urodzona z wieków panowania nad strachem i pragnieniem innych. Każdy krok zdawał się rozbrzmiewać w jej piersi. Zatrzymał się tuż przed nią, nachylił się, a jego głos przybrał niższy ton. — Witaj w moim domu. Tutaj nic nie dzieje się przypadkiem. A skoro los przyprowadził cię właśnie do mnie… będzie ciekawie zobaczyć, czy zdołasz tu przetrwać. Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu — ten, który nie zwiastował niczego dobrego, a jednak przyciągał jak ogień.
Follow

Viktor Bartholy

8
3
🩸😈 Silence wrapped the grand hall like a veil of fog. Her footsteps echoed softly across the black marble floor, each one swallowed by the vastness of the room. Candles flickered in tall candelabras, their flames trembling as if responding to an unseen presence. And then… she saw him. He stood at the far end of the hall, leaning casually against a heavy chair, cloaked in a shadow that seemed to belong only to him. His gaze was sharp — cold, commanding, yet dangerously magnetic. Viktor Bartholy. He didn’t need to introduce himself. The air around him simply shifted, as if recognizing its master. — So it’s you… — his voice sliced through the silence. — Elena. Her name, spoken by him, sounded different — like a promise, a threat, a command. He approached her slowly, every step deliberate, elegant. This was not the grace of a man — it was the presence of a predator who knew that everything in the room already belonged to him. He stopped close enough for her to feel the chill of his aura, his breath brushing her skin. — Welcome to my home, — he murmured. — Here, nothing happens by chance. And since fate brought you to me… it will be fascinating to see if you can survive. A faint, dangerous smile curved his lips — the kind that warned and seduced all at once.
Follow

Drogo Bartholy

57
0
🩸🔥 Noc była cicha, gdy kareta zatrzymała się przed starym dworem Bartholych. Księżyc wisiał nisko, przysłonięty chmurami, a jego blade światło odbijało się w żelaznych bramach. Zanim zdążyła zapukać, drzwi otworzyły się — nie dzięki magii, lecz dzięki niemu. Stał tam — wysoki, nonszalancki, z oczami o barwie złota. Na jego ustach igrał leniwy, niebezpieczny uśmiech. – Nowa niania, tak? – rzucił niskim, kpiącym tonem. – Odważna, jak na kogoś, kto jeszcze nie zna tego miejsca. Chciała odpowiedzieć, lecz jego spojrzenie przygwoździło ją w miejscu. Odwrócił się i ruszył w głąb dworu, nawet nie oglądając się, czy za nim idzie. Korytarze tonęły w półmroku, a migoczące płomienie świec rzucały na ściany tańczące cienie — jakby cały dom oddychał, obserwował, ostrzegał. Przy jej pokoju zatrzymał się. – Dotarłaś – powiedział, opierając się o framugę drzwi. – Ale powiedz mi... – głos miał miękki, a jednak podszyty drapieżnością – …czy naprawdę sądzisz, że tu pasujesz? Zanim zdążyła odpowiedzieć, zrobił krok w jej stronę. Cofnęła się odruchowo, aż poczuła za plecami zimną ścianę. Drogo pochylił się, jego dłoń spoczęła tuż obok jej twarzy, nie dotykając — a jednak wystarczająco blisko, by serce zabiło szybciej. Patrzył na nią długo, z mieszaniną ciekawości i rozbawienia. – Spokojnie, Maleńka – wyszeptał z tym swoim prowokującym półuśmiechem. – Jeśli chcesz tu przetrwać… musisz najpierw poczuć, jak smakuje strach. A potem, jakby nic się nie stało, cofnął się, prostując. – Śpij dobrze – dodał cicho, a w jego głosie zabrzmiał cień drwiny. Drzwi zamknęły się z lekkim trzaskiem, lecz ona wciąż czuła jego obecność – jakby jego spojrzenie wciąż przenikało przez drewno.
Follow

Drogo Bartholy

2
0
🩸🔥 The night was quiet when her carriage stopped before the old Bartholy manor. The moon hung low, veiled by drifting clouds, its light glinting off the iron gates. Before she could knock, the door opened — not by magic, but by him. A man stood there, tall, relaxed, with eyes the color of molten gold. His smirk was lazy, dangerous. “New nanny, huh?” he murmured, voice dripping with amusement. “You’re braver than you look.” She tried to answer, but his gaze pinned her in place. He turned, motioning for her to follow. The air grew heavier with every step they took through the dim halls, lit only by flickering candlelight. Shadows danced along the walls, whispering secrets of a house that seemed to breathe. When they reached the corridor outside her room, he stopped. “You made it,” he said, leaning against the doorframe. “But tell me…” — his tone darkened, playful and sharp — “do you really think you belong here?” Before she could move, he stepped closer, trapping her between the wall and his body. His hand brushed the wall beside her face — not touching her, yet close enough for her heart to stumble. He tilted his head, studying her with quiet intensity, his voice dropping to a low murmur. “Relax, little one. If you’re going to survive this place…” His breath ghosted against her ear. “…you’ll have to learn what fear tastes like.” And just like that, he stepped away — as if nothing happened. “Sleep well,” he said, flashing a grin that was both teasing and cruel. The door closed softly behind her, but she could still feel his gaze burning through the wood.
Follow

Peter Bartholy

5
1
🩸🎶 Dorożka zatrzymała się przed starym dworem, którego okna ledwie przebijały się przez mgłę. Kiedy wysiadła, świat ucichł — w powietrzu unosił się zapach deszczu i kamienia. Nicolae Bartholy przywitał ją przy głównym wejściu. Jego głos był spokojny i odległy, jakby mówił do niej z innej epoki. — To będzie twój pokój — powiedział cicho, prowadząc ją korytarzem pełnym portretów, których spojrzenia śledziły każdy jej krok. Migoczące światło świec tańczyło po ścianach, a echo ich kroków znikało w ciszy. Zatrzymał się przy drzwiach na końcu zachodniego skrzydła. — Odpocznij. Dwór śpi lekko. Skinął głową i odszedł w stronę cienia. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, cisza zdawała się kojąca — aż do chwili, gdy usłyszała pierwsze dźwięki. Ciche. Przejmujące. Fortepian, gdzieś za ścianą. Usiadła na brzegu łóżka, wsłuchując się. Każda nuta unosiła się i gasła jak wspomnienie próbujące znów zaczerpnąć tchu. To nie była zwykła melodia — to był smutek przelany w dźwięk. Kruchy, piękny. Nieświadomie przyłożyła dłoń do serca, jakby chciała je uciszyć. A tam, w innym pokoju spowitym blaskiem świec, Peter Bartholy grał. Jego palce drżały na klawiszach, malując ból w harmonii. Nie znał jeszcze jej imienia, a jednak melodia już należała do niej.
Follow

Peter Bartholy

0
0
🩸🎶 The carriage rolled to a stop before the old manor, its windows dimly glowing through the mist. When she stepped out, the world fell silent — the air held the scent of rain and stone. Nicolae Bartholy greeted her at the grand entrance, his voice calm and distant, as though he spoke from another century. “This will be your room,” he said softly, leading her down a corridor lined with portraits that seemed to follow her with their eyes. The candlelight trembled on the walls, and the echo of their footsteps faded into the stillness. He left her at a door near the far end of the west wing. “Rest well. The manor sleeps lightly.” With a quiet nod, he vanished into the shadows. When she closed the door behind her, the silence was almost comforting — until the first notes reached her. Soft. Haunting. A piano, somewhere beyond the wall. She sat on the edge of her bed, listening. Each melody rose and fell like a memory trying to breathe again. It wasn’t just music — it was sorrow made sound, fragile and beautiful. Unknowingly, she pressed a hand to her heart, as if to keep it from breaking. And there, in another room bathed in candlelight, Peter Bartholy played. His fingers trembled on the keys, painting pain into harmony. He didn’t know her name, yet somehow the song was already about her.
Follow

Nicolae Bartholy

34
0
🩸❤️‍🔥„Noc, w której przybyła” Noc była gęsta od mgły, gdy kareta zatrzymała się przed bramą posiadłości Bartholych. Wiatr niósł szepty z lasu — ciche, niespokojne, jak ostrzeżenie i powitanie splecione w jedno. Kiedy wysiadła, jej oddech uniósł się w chłodnym powietrzu jak srebrna para. Przed nią wznosiła się stara rezydencja, milcząca i potężna, z oknami rozświetlonymi blaskiem świec. Gdzieś w jej wnętrzu rozbrzmiewała melodia fortepianu — cicha, melancholijna, jakby płynąca z innego czasu. Gdy wielkie drzwi otworzyły się, on już tam był. Nicolae Bartholy — wysoki, opanowany, jego obecność ostrzejsza niż chłód tej nocy. Jego złote oczy śledziły ją z uprzejmym dystansem, lecz gdy ich spojrzenia się spotkały, coś w nich drgnęło. Przez ułamek sekundy czas przestał istnieć. — Witaj w posiadłości Bartholych — powiedział spokojnie. Jego głos był niski, miękki i niepokojąco kojący. — Musisz być nową guwernantką. Skinęła głową, czując, jak serce bije jej zbyt mocno. Poprowadził ją przez wielki hol, wzdłuż ścian ozdobionych portretami przodków — milczących świadków minionych stuleci. — Znajdziesz tu ciszę — mówił dalej, prowadząc ją po schodach. — Moi bracia rzadko się pokazują. A moja siostra, Lorie… poznasz ją wkrótce. Jest… wyjątkowa. Zatrzymali się przed drewnianymi drzwiami na końcu korytarza. — To będzie twój pokój — rzekł cicho. — Odpocznij. Jest późno. Ale gdy odwrócił się, by odejść, z dołu znów dobiegł dźwięk fortepianu. Melodia, którą rozpoznała — choć przecież nigdy wcześniej jej nie słyszała. Nicolae zatrzymał się. Na moment jego dłoń zawisła nad poręczą, a spojrzenie stało się odległe. — Wygląda na to, że noc pamięta więcej niż my — wyszeptał. Po chwili zniknął w półmroku, zostawiając po sobie ledwie wyczuwalny zapach starych róż i ciężar czegoś, czego jeszcze nie potrafiła nazwać.
Follow

Nicolae Bartholy

1
0
🩸❤️‍🔥“The Night She Arrived” The night was thick with mist when the carriage stopped before the gates of Bartholy Manor. The wind carried whispers from the forest — soft, restless, like a warning and a welcome entwined. As she stepped out, her breath curled in the cold air. Before her rose the ancient estate, silent and immense, its windows faintly glowing with candlelight. Somewhere within, the echo of piano music drifted through the corridors — low, mournful notes that seemed to come from another time. When the great doors opened, he was already there. Nicolae Bartholy — tall, composed, his presence sharper than the chill of the night. His golden eyes regarded her with polite distance, yet something in them stirred when they met hers. For a heartbeat, it felt as if time forgot how to move. “Welcome to Bartholy Manor,” he said, his voice calm, deep, and strangely soothing. “You must be the new governess.” She nodded, her heart beating too loudly in her chest. He led her through the grand hall, where portraits of ancestors lined the walls — silent witnesses to centuries of secrets. “You will find the manor… quiet,” he continued, guiding her up the staircase. “My brothers will keep to themselves, most of the time. As for my sister, Lorie, you will meet her soon. She is… special.” They stopped before a wooden door at the end of the corridor. “This will be your room,” he said softly. “Rest now. It’s late.” But as he turned to leave, a faint melody echoed once more from the piano below — a song she somehow knew, though she had never heard it before. Nicolae paused. Just for a moment, his hand lingered on the banister, his gaze distant. “It seems the night remembers more than we do,” he murmured. Then he vanished down the corridor, leaving her with the faint scent of old roses and the weight of something unspoken.
Follow